Recenzja filmu

Moon (2009)
Duncan Jones
Sam Rockwell
Kevin Spacey

Magia srebnego globu

Film już od pierwszych scen przykuwa uwagę. W Księżycu jest jednak jakaś magia. Od wieków nas fascynował, od wieków spoglądamy w jego stronę z uczuciem zaciekawienia i podziwu. Wiemy, że chowa
Film już od pierwszych scen przykuwa uwagę. W Księżycu jest jednak jakaś magia. Od wieków nas fascynował, od wieków spoglądamy w jego stronę z uczuciem zaciekawienia i podziwu. Wiemy, że chowa przed nami jakąś tajemnicę. Niby jest na wyciągnięcie ręki, niby taki oswojony, ale jednak ma w sobie coś z majestatu niezbadanego ludzką stopą, arktycznego pustkowia. I widać, że reżyser to czuje. Widać to w każdym potraktowanym z pietyzmem kadrze ze srebrnym globem w tle. Obraz zaczyna się od wprowadzenia (na tyle długiego, aby naświetlić kontekst i na tyle krótkiego, by nie znużyć). Potem widzimy księżycową bazę i piękne lunarne krajobrazy. Wnętrze owej bazy jest raczej oldschoolowe. Właściwie z jednej strony jest nowoczesne i sterylne, a z drugiej lekko napoczęte i zużyte. Widać, że ktoś tu mieszka, korzysta z urządzeń, zostawia sobie bałagan, itd. Brawo! Ta sama uwaga dotyczy genialnej postaci inteligentnego, bazowego robota. Na dobrą sprawę mógł to być przecież jakiś androidalny, encyklopedyczny geniusz z ludzką powłoką. Zamiast tego mamy pociesznego GERTY'ego (któremu to głos podkłada Kevin Spacey). Kawał poczciwego, ale jednocześnie chłodnego żelastwa z "duszą". Widać też, że jest mocno wyeksploatowany. Porysowany, przybrudzony, z fiszkami przyklejonymi tu i ówdzie. Z wyglądu przypomina coś na kształt pokładowego kombajnu, z panelem głosowym i małym, plazmowym ekranem z emotami w stylu popularnego internetowego komunikatora. Kupujemy tego robota bez dwóch zdań. Jest taki jak powinien być. Ani wydumany, ani przesadnie poczciwy. Jest po prostu wiarygodny (ta uwaga zresztą dotyczy większości filmowych dekoracji). Właściwie jego głos mocno kojarzył mi się z głosem z kultowej Sid Meier's Alpha Centauri (miły, beznamiętny, bez jakichkolwiek emocji). Do tego Sam Rockwell grający główną postać. No tutaj już mamy prawdziwy popis. Właściwie od strony formalnej (bo nie czuje się tego w trakcie oglądania) jest to film jednego aktora i z tej roli Rockwell wywiązał się wyśmienicie. Jego kreacja to taka troszkę rola księżycowego "latarnika" pełniącego swoją służbę gdzieś tam, na końcu świata. Pojawiają się też pomniejsze epizody w wykonaniu innych aktorów ale należy je zaliczyć do rólek raczej trzecio- (jeśli nie czwarto-) planowych. W ogóle cały ten majestatyczny klimat księżyca, widzianego z perspektywy lunarnej ciężarówki jadącej za potężnym górniczym kombajnem potrafi pochłonąć widza zupełnie. Scena, w której Sam jedzie aż do granic czarnego horyzontu by zbadać pewną tajemnice i patrzy w stronę nieba jest po prostu magiczna. Co ważne tych scen jest więcej. Znacznie więcej. Film z biegiem fabuły naprawdę wciąga, a momentami nawet wzrusza i wywołuje dreszcze. Tych, którym wydaje się, że będę mieli do czynienia z sennym, kosmicznym monodramem może zaskoczyć, że momentami dostają całkiem solidny fantastyczno naukowy thriller. Już dawno nie było czegoś takiego na kinowych ekranach. Jak się tak głębiej zastanowić to bardzo, bardzo dawno. Po prostu moc w pięknym, oldschoolowym wydaniu. Jeżeli lubicie klimaty w stylu Space Odyssey, Blade Runner, Outland, The Abyss, etc., jeżeli nie reagujecie alergicznie na takie nazwiska jak Kubrick, Tarkowski czy Szulkin, to mogę zaryzykować stwierdzenie, że jest to obraz na jaki długo czekaliście. Trochę filozoficzny, mocno oldschoolowy, taka magiczna podróż w jakieś przykurzone, fantastyczno naukowe obszary. Mógłbym wygłosić znacznie więcej tych peanów pod adresem tego tytułu ale nie chcę psuć zabawy tym, którzy jeszcze Moon nie widzieli. Film oczywiście (jak zdecydowana większość obrazów w ramach tego gatunku) posiada pomniejsze wady, do których na siłę można by się nawet przyczepić ale to doprawdy detale zupełnie nie psujące odbioru. Brawa i jeszcze raz brawa. Mam szczerą nadzieję, że to nie jest ostatni obraz z gatunku sci-fi nakręcony przez Duncana Jonesa, bo widać, że reżyser ma ogromny potencjał na robienie słusznego SF rodem ze starej, kubrickowskiej szkoły (w dobie blockbusterowego szaleństwa rzecz zupełnie wyjątkowa). Zapraszam wszystkich na podróż na ciemną stronę srebrnego globu. Trochę filozoficzną, trochę retrospektywną, z pewnością zaspokajającą głód wielu widzów na dobre, oldschoolowe sci-fi. Moim zdaniem jak najbardziej warto!
1 10
Moja ocena:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Kino sci-fi przeżywa ostatnimi czasy renesans. To zasługa młodych, zdolnych i piekielnie kreatywnych... czytaj więcej
To mały krok dla człowieka, ale wielki dla ludzkości – powiedział Armstrong, gdy jako pierwszy człowiek... czytaj więcej
Czy nie każdy z nas chciałby kiedyś polecieć na Księżyc? Stanąć na srebrzystym globie jak niegdyś Neil... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones